Jak sobie poradzić z dopadającą nas niedyspozycją wokalną? Pamiętaj o kilku ważnych zasadach:
– Poszukaj przyczyny. Czy Twój problem wynika z infekcji, czy to kwestia nieprawidłowej techniki wokalnej? Jeśli zrozumiesz przyczynę, łatwiej będzie Ci znaleźć skuteczne i długofalowe rozwiązanie.
– Nawilżaj głos, czyli przede wszystkim pij odpowiednie ilości wody. Dobrze nawilża też np. siemię lniane, czy inhalacje z soli fizjologicznej/kwasu hialuronowego.
– Zadbaj o sen – jeśli się wysypiasz, Twój głos szybciej się regeneruje.
– Cisza głosowa – niedyspozycja wokalna może oznaczać, że czas zamilknąć i pozwolić aparatowi głosowemu się zregenerować.
– Jeżeli problem się powtarza lub utrzymuje, warto skonsultować się z lekarzem foniatrą.
Czasem wykonywanie ćwiczeń wokalnych jest krępujące, bo nasz głos nie brzmi tak, jak wyobrażamy sobie, że powinien brzmieć.
Co można z tym zrobić?
Lepsze pytanie brzmi: czy trzeba coś z tym robić.
Ćwiczenia wokalne są tak pomyślane, żeby dotrzeć do pełni możliwości głosu dzięki uruchomieniu mięśni i procesów, które nie zawsze da się uruchomić tak po prostu, świadomie, na podstawie podjętej decyzji. Czasem będzie chodziło o rozluźnienie konkretnego mięśnia, czasem o jego wzmocnienie, czasem o koordynację kilku mięśni, a czasem o jeszcze coś innego.
Umiejętnie dobrane kombinacje głosek, dźwięków i efektów wokalnych wytrenują Twój aparat głosowy tak, jak umiejętnie dobrane ćwiczenia mogą wytrenować Twoje ciało. Czasem „brzydkie” brzmienie jest pożądane, bo jest po prostu najprostszą drogą do celu.
Warto też pamiętać o tym, że kiedy sami oceniamy własny głos, robimy to na podstawie wieloletnich przyzwyczajeń i nieco zniekształconej percepcji. Dlatego – przynajmniej na początku wokalnej drogi – lepiej ocenę, czy wszystko w głosie gra, pozostawić doświadczonemu uchu trenerki lub trenera naszego głosu.
Mówi się, że milczenie jest złotem. I wiecie co? Są takie momenty, kiedy tak właśnie jest. Czy zdarzyło się Wam czuć, że Wasz głos jest przeciążony, albo co gorsza przytrafiła się Wam jakaś infekcja, np. zapalenie krtani? Wtedy właśnie zbawienna jest cisza.
Nasz głos też potrzebuje odpoczynku, regeneracji, spokoju, innymi słowy – ciszy. Cisza jest ważna. Ale uwaga! Ważna nie tylko jeśli chodzi o zdrowie. Pomyślcie teraz o jakimś utworze, który lubicie, w którym zastosowano taki zabieg, jak raptowne przerwanie napędzonej struktury dźwiękowej. Nagłe stop, a później powrót do muzycznej opowieści. Tak jak w tym utworze:
Ciekawe prawda? Trzyma w napięciu. Albo może są takie utwory, w których melodia płynie gładko, później spokojnie zatrzymuje się, zapada na moment w sen, aby po chwili równie delikatnie obudzić się i podążać dalej swoją drogą. Tak jak na przykład tutaj:
W takich przypadkach w utworach mamy pauzy, a pauzy to nic innego jak cisza w muzyce. A cisza jest ważna.
No… to by było na tyle. Czas zatrzymać się i wspólnie pomilczeć.
Po rozgrzewce aparatu mowy i rezonatorów, którą mogliście znaleźć w poprzednich dwóch odcinkach naszych Błyskawicznych lekcji, mamy dla Was kilka ćwiczeń oddechowych od Gabrysi Cybuch. Na dokładkę Gabrysia pokaże Wam jedno ćwiczenie relaksacyjne, które może się przydać w bardziej stresujących momentach. Zapraszamy!
Jeśli macie ochotę pośpiewać, zapraszamy na zajęcia. Pracujemy również online. Na wszelkie pytania odpowiemy mailowo i telefonicznie.
Lady Day pozostawiła po sobie wiele nagrań z wybitnymi muzykami m.in. Teddym Wilsonem, Lesterem Youngiem, Bennym Goodmanem, Oscarem Petersonem. Jednak za swój najlepszy album uważała ostatnią płytę nagraną w 1958 z orkiestrą pod kierunkiem Raya Ellisa – „Lady in Satin”. Na nagraniach obok orkiestry pojawiają się smyczki, a chwilami nawet chór. W tym czasie brzmienie Holiday zaczęło się już wyraźnie zmieniać – „słodko-gorzki chrapliwy wokal przypominał głos 70-latki, a nie 40-latki”[1].
Natomiast ja zamierzam skupić na dwóch utworach pochodzących z wcześniejszego albumu zatytułowanego „Lady Sings the Blues”, którego realizacja trwała od 1954 do 1956 roku. Pierwszy, jaki chciałabym wymienić, to „God Bless the Child” (pojawił się również na singlu z 1942 roku), do którego tekst napisała sama wokalistka, a muzykę stworzył Artur Herzog. Piosenka nawiązuje do kłótni Lady Day z matką. Poszło oczywiście o pieniądze. Podczas nerwowej wymiany zdań ze strony Sadie Fagan padają słowa: „niech Bóg błogosławi dziecko, które ma własne dziecko”. Ten incydent zainspirował Billie do rozważań o bogactwie, biedzie, podziałach społecznych i niesprawiedliwości:
„Them that’s got shall get Them that’s not shall lose (…) Money, you’ve got lots of friends They’re crowding around your door But when you’re gone and spending ends They don’t come no more ”.
Pieniądze były przekleństwem Holiday. Początkowo dlatego, że ich brakowało, a później dlatego, że nie przyniosły jej szczęścia, a jedynie torowały drogę do dalszego upadku. Sprawiały, że Billie czuła się samotna. Zauważyła, że wielu jej bliskich, jest przy niej tylko wtedy, kiedy mogą liczyć na finansowe wsparcie.
Drugi bardzo istotny utwór na płycie „Lady Sings the Blues” nosi tytuł „Strange Fruit”. Ta piosenka nie była już osobistą refleksją Billie, stała się protest-songiem całej społeczności afroamerykańskiej, wyrazem jej cierpienia, buntu wobec niesprawiedliwej rzeczywistości. To jeden z pierwszych utworów poruszających problem dyskryminacji rasowej. Tekst do „Strange Fruit” napisał żydowski poeta Abel Meerepol. Opisuje w nim lincz na Afroamerykanach oskarżonych o rzekome morderstwo i gwałt – samosąd, którego ofiarą padli Thomas Shipp i Abram Smith, a który uwieczniony został na zdjęciu Lawrence’a Beitlera.
Holiday zaśpiewała tę piosenkę w 1939 roku w Cafe Society, gdzie jazzu mogli słuchać zarówno biali, jak i ciemnoskórzy klienci. Ten występ przeszedł do historii. Billie głęboko odczuwała całą gorycz i rozpacz zawartą w utworze. Swoje emocje przelewała ze sceny na publiczność. Autor tekstu skomentował interpretację wokalistki w takich słowach: „Billie ofiarowała „Strange Fruit” najbardziej zaskakującą, dramatyczną i skuteczną interpretację, która wytrąciłaby z dobrego samopoczucia nawet najbardziej zadowoloną z siebie publiczność”[2]. Najprawdopodobniej „Strange Fruit” stało się przyczyną przyszłych problemów Lady Day: prześladowań przez FBI, ścigania za narkotyki oraz aresztowań. Piosenka nie została przychylnie odebrana przez władze, jednak Billie nie podporządkowała się zakazowi jej wykonywania. W 1999 roku magazyn „Time” określił utwór „Strange Friut” pieśnią stulecia.[3]
„Southern trees bear strange fruit, Blood on the leaves and blood at the root, Black bodies swinging in the southern breeze, Strange fruit hanging from the poplar trees”.
Billie Holiday nie była idealna technicznie, ale zachwycała swoją naturalnością. Śpiewała całym sercem, dlatego jej wykonania potrafią przejąć do granic. Dotykają odbiorcę gdzieś głęboko wewnątrz. Przejmujące, smutne ballady uwydatniają intensywność cierpienia skrywanego przez Billie. To bardzo ważna postać nie tylko dla rozwoju wokalistyki jazzowej, ale również wokalistyki w rozumieniu ogólnym. Lady Day działała intuicyjnie, jej głos, frazę, rytm, interpretację prowadziły emocje. To artystka uniwersalna, ponieważ przez autentyczność przekazu jej śpiew wzrusza po dziś dzień. Producent John Hammond tak określa pierwszy raz, kiedy usłyszał i zobaczył śpiewającą Billie Holiday: „to był ten rodzaj cudu, na który czekałem od lat i który już się nie powtórzył”[4].